środa, 26 sierpnia 2009

Wywiad z Urszulą Sipińską

Rozmowa z Urszulą Sipińską, piosenkarką, publicystką i architektem
30.05.2005

– Plakat promujący pani książkę „Hodowcy lalek” informuje, że jest to „zaskakująca opowieść legendarnej piosenkarki o jej karierze w totalitaryzmie”. Nie za mocno powiedziane?
– Co jest za mocne? Słowo „kariera” czy „totalitaryzm”? I jedno, i drugie słowo – to prawda.
– Wyznaczyła pani sobie rolę demaskatorki życia estradowego PRL?

– Nie wyznaczałam sobie żadnej roli. Myślałam o tej książce od wielu lat, długo szukałam dla niej odpowiedniej formy. Wiedziałam, że nie może to być antologia anegdot towarzyskich, bo nigdy mnie to nie interesowało. Nigdy też z dawnym moim środowiskiem estradowym nie byłam nadmiernie związana. A to, co odsłaniam – to zapis czasów, w których nawet tak niewinny zawód jak artysta estrady mógł być – w uwłaczający i upokarzający sposób – opleciony przez system totalitarny. Chcę, żeby czytelnik dowiedział się jak naprawdę wyglądało życie gwiazdy. I że wcale nie było tak słodko. Chcę też zburzyć wizerunek gwiazdy kreowany przez komunistycznych socjotechników; obraz lalki grzecznie odśpiewującej refreniki, i to najlepiej w reżimie od Opola do Opola. Mam świadomość, że niektóre środowiska mogą uznać, że to co piszę, pachnie skandalem. I wcale by mnie to nie zdziwiło! Już chyba każde dziecko wie, że w Polsce prawda jest skandalem, a skandal obyczajem!
– Obraz lalki grzecznie odśpiewującej refreniki? Stąd ten tytuł – „Hodowcy lalek”. Złośliwi mogą powiedzieć, że napisała pani kontrowersyjną książkę, bo zatęskniła pani za popularnością.
– Gdybym potrzebowała sławy, dalej bym piosenkowała! To po pierwsze. Po drugie – wszyscy pytają, dlaczego tak wcześnie przestałam śpiewać? Na tak postawione pytanie nie da się odpowiedzieć w skrótowej formie. Dlatego napisałam książkę. Oczywiście, nie sposób opisać wszystkich epizodów, utrwaliłam tylko te, które były dla mnie najważniejsze, a jednocześnie rejestrowały mechanizmy, którym podlegała kariera socgwiazdy.
Mój dyskomfort, a jednocześnie niechęć do życia estradowego, nie nadszedł od razu. Bo nie interesowałam się polityką. A szkoda. W czasach studenckich żyłam w zasadzie w dwóch światach. Jeden – ten ważniejszy – to studiowanie architektury, a drugi – nazwijmy go krotochwilny – śpiewanie. Dopiero po ukończeniu studiów, gdy stało się jasne, że w wyuczonym zawodzie nie mam czego szukać i zostaje mi tylko estrada – miałam czas, by pilniej obserwować, co się właściwie dzieje. I jak totalitaryzm zaczyna oplatać mnie swoimi mackami. Jedno musi być jasne.
Nie jestem żadną kombatantką. Nie należałam do żadnych komunistycznych młodzieżówek, do żadnej partii, nawet Solidarności, choć z całego serca jej sekundowałam. Zawsze chciałam być neutralna, jak Szwajcaria. A i tak totalitaryzm wpłynął na moje zwykłe, człowiecze losy. Podobnie jak wpływał na losy innych ludzi o innych zawodach.
– Ale zanim wróciła pani do architektury – na estradzie spędziła pani ładnych parę lat.
– Po studiach – jak już wspomniałam – wchłonęła mnie estrada. Pierwsze, z czym się zetknęłam, to absurd. Po agencjach estradowych rozniosła się wieść, że Sipińska skończyła studia, nie jest „zgrana”, więc można rozpocząć eksploatację gwiazdy. Tylko jak? Gwiazda nie ma zaświadczenia, że jest gwiazdą! A system dyktował: wszyscy na wszystko i niezależnie od wszystkiego muszą mieć papier! Poinformowano mnie, że jadę do Warszawy, żeby zdać egzamin z wiedzy ogólnej mimo ukończonych studiów i ze śpiewania, mimo sukcesów na światowych festiwalach. To jeden z przykładów na absurdy w PRL, których pełno w mojej książce.
– Liczy się pani z tym, że ludzie, o których pani pisze – bardzo krytycznie – nawet bez nazwiska – rozpoznają się? Nie obawia się pani ich reakcji?
– Nie. Jeśli nie podaję nazwiska, a nie podaję – to ten, kto się odezwie – musi mieć świadomość, że zadziała najprostsza zasada na świecie: uderz w stół, a nożyce się odezwą! Sprawę – rzecz jasna – konsultowałam z prawnikami. A Wydawnictwo Zysk i S-ka wzruszyło mnie swoją postawą: „Staniemy murem po pani stronie”.
– Nie chodzi nawet o kwestie prawne. Atakuje pani ludzi, którzy wciąż funkcjonują w mediach i mają wpływ na ludzkie umysły. Oni mogą zaszkodzić pani książce.
– Mogą. Ale podjęłam ryzyko, bo uznałam, że warto.
– A towarzyski ostracyzm? Chęć – w rewanżu – oczernienia pani?
– Ależ ja się i z tym liczę. Zawsze przecież mogą się pojawić plotki. Nawet nie będę z tym walczyć. Kto się tłumaczy, ten się oskarża! Mam taką dewizę: „Plotka jest jak alkohol. Uderza do głowy. Tyle że trzeba się liczyć z kacem, którym może być prawda”.
Czy o mężach też pani pisze? To przecież ludzie z branży – Janusz Hojan to znana postać radia i telewizji lat 70., a Jerzy Konrad to kompozytor.
– Tak. Można być szczęśliwym z dekarzem i nieszczęśliwym z Hojanem – o nim też wspominam: „To nie był udany mąż. Ja w tym małżeństwie też byłam nieudana. Bo to w ogóle było nieudane małżeństwo”. A Jurek Konrad? Jestem z nim już ponad 30 lat. A to mówi samo za siebie.
Rozmawiały: Anna Kot i Kamilla Placko-Wozińska - POLSKA Dziennik Zachodni

1 komentarz:

  1. Przeczytalam te ksiazke 3 razy, nielatwo bylo ja dostac w Warszawie, gdzie bylam na wakacjach, gdyz mieszkam we Francji.
    Za czasow kariery pani Sipinskiej bylam nastolatka, i oczywiscie jak wiekszosc ludzi nie mialam pojecia o kulisach takiej kariery.
    Minelo 30 lat i teraz te piosenki, ten piekny glos, ocieplaja moja codziennosc. Czesto zagladam na Youtube, gdzie jest mnostwo dawnych nagran, i widze ze coraz wiecej ludzi interesuje sie na nowo muzyka pani Urszuli. Niektore video byly obejrzane ponad 100 000 razy ! Niesamowite !
    Mam nadzieje ze ten blog zacznie zyc swoim wlasnym bujnym zyciem i stanie sie miejscem spotkan amatorow tego wielkiego talentu.
    Mam ochote powiedziec dziekuje, za muzyke, za glos, za inteligencje, za piekny usmiech, no i oczywiscie za te ksiazke !
    Pozdrawiam
    Alexandra

    OdpowiedzUsuń